Rano ruszyłyśmy na podbój Bryce Canyonu.
PO kilku godzinach jazdy trafiłysmy do parku. ZE wzgledu na brak czasu nasze zwiedzanie ograniczyło się do przejażdżki po punktach widokowych, a szkoda, bo szlak prowadzacy w dol kanionu odkrywal na kazdym kroku coraz piekniejsze zakatki. Coz, nastepnym razem, przynajmniej jest po co wracac:) Bryce Canyon robi wrazenie, czerwone skaly nakapane jak zamki z piasku...
Na jednym z punktow spotkalismy bardzo milych ludzi, ktorzy maja dalsze lub blizsze korzenie w PL. Pan nas bardzo rozbawil swoim "daj buzi" mowionym lamana polszczyzna. Dolaczyla jego zona i zaczely sie wyscigi na znajomosc polskich slowek. Baaaardzo milo.
Wieczorem zamiast zostawac ruszylysmy dalej, aby byc jak najblizej Zionu.
Trafilysmy do malego hoteliku, w ktorym ku waszej nieusiesze nie dopchalam sie do neta:)